…czyli czym moim zdaniem powinien się zająć Minister Kultury.

Wystąpienia nowych ministrów budzą nieukrywane emocje. Jakoś mam do tego stosunek kompletnie ambiwalentny, bo to co mówią, a to co zrobią, może mieć ze sobą niewiele wspólnego. Stwierdzenie, że „polityka i etyka – to zupełnie różne sprawy”, które padło z ust polityka cieszącego się wyjątkowo dużym zaufaniem społecznym, jakoś wybiło mi ostatecznie z głowy wszelkie złudzenia na temat motywacji działań tejże grupy ludzi.

W związku z powyższym mój wpis ma charakter wyłącznie merytoryczny i nie ma absolutnie związku z jakimikolwiek sympatiami politycznymi, bo takowych obecnie nie posiadam.

Zebrałam kilka postulatów, którymi moim zdaniem powinno się zająć Ministerstwo Kultury. Nie odkrywam tu przysłowiowej „ameryki”, bo te proponowane rozwiązania funkcjonują z powodzeniem na świecie od lat. Zapraszam w każdym razie do dyskusji:

  1. Moim zdaniem nadrzędnym celem powinno być odseparowanie kultury od bezpośrednich wpływów politycznych – zwłaszcza na poziomie samorządów. W tej chwili o kulturze decydują ludzie, którzy przeważnie nie mają o tym pojęcia, ani też nie są tym specjalnie zainteresowani. Ich główne motywy działania mają charakter albo polityczny, albo towarzyski. Rozwiązaniem powinno być wprowadzenie Rad Kultury, w których zasiądą przedstawiciele wszystkich interesariuszy i w imieniu wszystkich grup będą podejmować decyzje.
  2. Duże instytucje kultury, otrzymujące dotacje pow. iluś tam milionów i wszystkie instytucje o statusie narodowych powinny mieć zwyczajnie Rady Nadzorcze – w których skład wejdą nie tylko eksperci związani ze sztuką, ale też spece od zarządzania, przedstawiciele władz, największych sponsorów, miłośników instytucji etc. To jest postulat na poziomie basic.
  3. Dobrym rozwiązaniem jest wprowadzenie tzw. QUANGOs (quasi-autonomous non-governmental organisations) – organizacji działających na zasadzie „przedłużonego ramienia” (arm’s length principle). Według tej reguły, administracja publiczna nie uczestniczy bezpośrednio w realizacji zadań, lecz czyni to za pośrednictwem specjalnie powołanych, wyspecjalizowanych organizacji, które pozostają niezależne.
  4. Dalej – konieczne jest wsparcie indywidualne artystów poprzez rozbudowany system ubezpieczeń społecznych i szerszą ofertę stypendialną (to jak to wygląda w tej chwili, urąga wszelkim standardom)
  5. Kolejnym krokiem jest promocja mecenatu prywatnego – nie chodzi tylko o zwiększenie środków, ale też większą kontrolę nad wydawaniem finansów publicznych. Z moich doświadczeń wynika, że gdyby w działanie niektórych instytucji zaangażowane były jakiekolwiek prywatne fundusze, to nie miałoby prawa dziać się tam to, co się tam działo
  6. Konieczna jest zmiana ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej. I to w wielu punktach. Najbardziej newralgiczny wydaje mi się zapis, że „prowadzenie działalności kulturalnej jest zadaniem własnym jednostek samorządu terytorialnego o charakterze obowiązkowym”, niemniej „jednostki samorządu terytorialnego organizują działalność kulturalną, tworząc samorządowe instytucje kultury”. W związku z powyższym na przykład nieudolny teatr publiczny dostaje dotacje w wysokości np. 3 mln, a znakomity teatr offowy jak dobrze pójdzie to w konkursie ofert raz na rok dostanie 50 tys. O braku kompletnego wsparcia dla niezależnych, oddolnych inicjatyw to nawet szkoda mówić. Powinno się wspierać działalność w oparciu o efekty, sposób zarządzania, realizację celów, a nie formę prawną.
  7. Ostatni punkt to edukacja kulturalna – nad tą kwestią chyba trzeba by pochylić się osobno, do czego się już od miesięcy przymierzam.

A co mi się wydaje, że jak będzie? Hmmm… Myślę, że będzie mniej więcej tak jak jest – trochę może inaczej. Ale nie w kategoriach lepiej czy gorzej. Finansowanie kultury leży przede wszystkim w gestii samorządów i działania operacyjne podejmowane na poziomie centralnym nie są w stanie zbyt wiele zmienić (zwłaszcza teraz, jak się skończyło budowanie gmachów za unijne pieniądze).

Dotacje z programów operacyjnych MKiDN będą miały zapewne inne priorytety niż dotychczas – ale to w sumie niewielka różnica, ponieważ po tych programach nieinwestycyjnych i tak niezbyt wiele zostaje – ot taka doraźna pomoc udzielana na w sumie nie wiadomo do końca jakich warunkach.. Tak było – i tak zapewne zostanie..

Pozostaje kwestia TVP… Jeśli przekształcenie jej w instytucję narodową miałoby stanowić kres celebryctwu, niekompetencji i retoryce a’la „matka Madzi” – to jestem za.. chociaż w sumie wszystko mi jedno. Telewizję Polską wyłączyłam skutecznie 18 lat temu i serdecznie taki ruch polecam!

Z obecnych deklaracji Profesora Glińskiego wynika, że cofniemy się z polityką kulturalną jeszcze bardziej do PRLu – zakładając, że sposób zarządzania kulturą w Polsce w ogóle coś od tego PRLu raczył był ewoluować – co do tego generalnie mam bardzo duże wątpliwości. Największym problemem uczestnictwa w kulturze jest jej elitarność – która dalej będzie priorytetem władz. Natomiast największe korzyści dla rozwoju gospodarczo-społecznego przynoszą: indywidualna kreatywność, budowanie oddolnych, społecznych, niezależnych inicjatyw – które są i pozostaną na totalnym marginesie polityki kulturanej.

Kolejne przynajmniej 4 lata podrepczemy sobie w miejscu. Świat nas zostawi daleko w tyle i to bynajmniej nie z powodu naszego potencjału… a szkoda…

 

dr Anna Świętochowska

Tekst jest również dostępny na blogu – annaswietochowska.blogspot.com

One thought on “Być jak Piotr Gliński…

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.